Za nami pierwsza edycja MIASTOmovie:wro – odbywająca się między 27 a 30 marca interdyscyplinarna akcja mająca na celu aktywizację miejskiego kapitału społecznego. Za pomocą filmu, debaty i sztuki Wrocławska Fundacja Filmowa postanowiła zapytać o kondycję polskich miast na przykładzie Wrocławia i wspólnie z widzami poszukać sposobów wpływania na ich rozwój. Każdy z czterech dni MIASTOmovie:wro skupiał się na innym miejskim problemie: filmy dokumentalne opisujące problemy współczesnych metropolii stanowiły punkt wyjścia do dyskusji na temat przestrzeni nas otaczającej. W debatach udział wzięli aktywiści miejscy, urzędnicy, architekci, socjologowie, ale i zwykli mieszkańcy, którym wierzą, że „miasto jest nasze” i że możemy na nie realnie wpływać. Integralną częścią projektu były również artystyczne interwencje w przestrzeń publiczną.

DZIEŃ 1. #ESTETYKA

Filmem otwarcia MIASTOmovie:wro był obraz Gwenaëlle Gobé This Space Available. Debiutancki film Gobé stawia pytanie, czy we współczesnych miastach, opakowanych wielkoformatowymi reklamami, możliwe jest uporządkowanie przestrzeni publicznej. Dokument, oparty na wywiadach przeprowadzonych w 11 krajach na 5 kontynentach, naświetla inicjatywy lokalnych polityków, aktywistów i artystów sprzeciwiających się wizualnemu śmietnikowi.

Debata po filmie zdeterminowana została przez dwa zasadnicze pytania: do kogo należy przestrzeń miejska i czy można traktować ją jako towar? W rozmowie prowadzonej przez Rolanda Zarzyckiego udział wzięły: plastyk miejska Beata Urbanowicz, Kamila Kamińska (dyrektorka Centrum Zrównoważonego Rozwoju Społeczności) oraz Aleksandra Stępień – prezes Stowarzyszenia Miasto Moje A W Nim. W rozmowie dość szybko wyodrębniły się dwa główne wątki. Jeden dotyczył estetyki sensu stricte, tego, czy miasto nam się podoba – tu zwracano uwagę, że chaos wizualny tworzony jest nie tyle w wyniku samej obecności reklam, ale ich nadmiaru i braku pomysłu na eksponowanie komunikatów reklamowych. Każdy nieumiejętnie wprowadzony billboard powoduje chaos. Nie bądźmy całkowicie przeciw reklamom – po prostu je porządkujmy – mówiła Aleksandra Stępień.

Z drugiej jednak strony pojawiło się pytanie szersze: czy prawo do wpływania na przestrzeń publiczną, a w konsekwencji prawo do decydowania o kształcie miasta, powinien mieć ten, kto najwięcej zapłaci? Film nie traktował o tym, co ładne, a co brzydkie. Prawdziwym problemem jest to, że przestrzeń miejska jest zawłaszczana przez firmy reklamowe – zauważyła Kamila Kamińska. Nie powinniśmy być zmuszani do konsumowania komunikatów marketingowych. Dlaczego reklamy na galeriach handlowych są na zewnątrz? To przestrzeń publiczna, reklamy powinny być w środku – przekonywała Kamila Kamińska.

W dyskusji pojawił się też temat uchwały o Parku Kulturowym Stare Miasto, budzącej tyle nadziei, co wątpliwości. Kamińska podzieliła się swoimi wątpliwościami: Kto faktycznie będzie decydować o tym, co estetyczne? Beata Urbanowicz przekonywała, że zmiany w krajobrazie miasta to wynik współpracy włodarzy i mieszkańców: Rozmowy z przedsiębiorcami prowadzone są każdego dnia i już widać ich rezultaty. Kraków jest dobrym przykładem – tam porządkowanie miasta zaczęto od rozmów, namawiania, a nie karania. Partycypacja jest istotna.

To społeczność lokalna powinna dbać o estetykę przestrzeni – konkludowała Aleksandra Stępień. - Urzędnicy muszą otworzyć się na dialog. Musimy zmieniać miasto uczciwie – razem.

DZIEŃ 2. #HANDEL

Kolejny dzień dedykowany był zagadnieniu handlu w mieście. W prezentowanym na MIASTOmovie:wro Malls R Us dokumentalistka Helene Klodawsky śledzi drogę, jaką przebyły amerykańskie centra handlowe od lat 50. do dziś. Odwiedzając najsłynniejsze centra Europy, Azji i Ameryki, pokazuje ekspansję i eksport ich idei na cały współczesny świat. Do udziału w filmie zaprasza tak właścicieli sklepów, jak i elitę współczesnych architektów, nierzadko zaangażowanych w ich powstawanie – m.in. słynnego projektanta Jona Jerde, twórcę warszawskich Złotych Tarasów.

W spotkaniu po Malls R Us udział wzięli Michał Dębek (urbanista i psycholog związany z Politechniką Wrocławską i Wyższą Szkołą Bankową), Przemysław Filar (prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia) i Zbigniew Maćków (architekt, kurator Europejskiej Stolicy Kultury 2016 ds. architektury), a poprowadził je dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej Michał Syska. Już na początku rozmowy paneliści zdystansowali się od równie krytycznej, co popularnej oceny centrum handlowego jako zjawiska jednoznacznie negatywnego. Jeżeli galeria handlowa jest umiejscowiona zgodnie z planowaniem miejskim, to nie jest złem wcielonym – przekonywał Michał Dębek. Wtórował mu Zbigniew Maćków: Nie zgadzam się z poglądem, że centra handlowe są szkodliwe z samej swej istoty. Największym złem jest galeria źle zlokalizowana. Na poparcie tej tezy przytaczał przykład Galerii Dominikańskiej, która ożywiła ulicę Oławską i jej przeciwieństwo – Bielany Wrocławskie, wysysające mieszkańców z miasta.

Poruszony został również wątek degradacji wrocławskich ulic handlowych. Czy to galerie handlowe zabiły ulicę Świdnicką? Maćków problemu upatruje gdzie indziej – w braku kompleksowego myślenia o planowaniu handlu i usług. Przez długi czas to centra handlowe uczyły się od miejskich ulic. Szybko jednak nadrobiły dystans i teraz to miasta powinny inspirować się rozwiązaniami stosowanymi przez właścicieli galerii – argumentował. – Ulicom handlowym brakuje dobrego menadżera. To dobre rozmieszczenie sklepów, kawiarni i usług powoduje ożywienie.

Jeśli zapytać ludzi o potrzeby, okaże się, że większość z nich realizują galerie handlowe – uzasadniał sukces wielkopowierzchniowego handlu Dębek. Wiadomo, że ludzie mają konkretne potrzeby, które chcą realizować. Skoro jednak nie mówią o galeriach, to nie wciskajmy ich na siłę – kontrargumentował głos z publiczności. Galerie są atrakcyjne, bo stwarzają dobrą atmosferę, przy tym kompleksowo zaspokajając potrzeby. Konieczne jest planowanie – tak, by nie zamykać społeczeństwa, ale dać mu przestrzeń do działania – dodał Filar. Debatę zamknął głos z sali: Żeby galerie zniknęły, przestrzeń miejska musi stać się po prostu bliższa człowiekowi i jego potrzebom, bardziej ludzka.

 

DZIEŃ 3. #RZEKA

Weekend rozpoczął kanadyjski dokument Lost Rivers w reżyserii Caroline Bâcle, który podczas MIASTOmovie:wro miał swoją polską premieręLost Rivers zabiera nas w podróż w poszukiwaniu utraconych rzek, które w wyniku zanieczyszczeń na setki lat zniknęły pod powierzchnią ziemi. Dawniej przez prawie każde miasto przemysłowe przepływała rzeka. Wokół nich budowane były domy, drogi i fabryki. Dziś w wielu miejscach na świecie trwa walka o przywrócenie naturalnych elementów w sercach wielkich miast.

Rozmowa przeprowadzona po filmie toczyła się wokół tematu roli Odry we Wrocławiu – zarówno jej miastotwórczego potencjału, jak i zagrożenia, jakie może stanowić, a które determinuje wiele decyzji z nią związanych. Uczestnikami trzeciej debaty MIASTOmovie:wro, moderowanej przez wiceprezes Fundacji EkoRozwoju Monikę Onyszkiewicz byli: Rafał Eysymontt (historyk sztuki z Uniwersytetu Wrocławskiego), Radosław Gawlik (prezes EKO-UNII), Joanna Przybyszewska (pełnomocnik Zarządu Marszałka Województwa Dolnośląskiego ds. rzeki Odry) oraz Kamil Zaremba (mieszkaniec i konstruktor Domu Na Wodzie, Fundacja OnWater.pl). Rzeką we Wrocławiu rządzi dziś beton i biznes, które ją dewastują – mocnym akcentem rozpoczął rozmowę Radosław Gawlik. Joanna Przybyszewska zgodziła się jedynie z drugą częścią twierdzenia, krytycznie odnosząc się do działalności przedsiębiorców: Prowadzący interesy najchętniej umieścili by je w korycie rzeki, w ogóle nie dbając o otoczenie. Gawlik podjął temat: Potrzebne jest lobby, które będzie dbać o rzekę i walczyć z deweloperami.

Wrócił jednak i do tematu „betonowania” rzeki: Bardzo przeszkadza mi techniczne podejście do rzeki. To skandal, że wycięto tysiące drzew w centrum. Bezsensownie wydajemy miliony złotych. Rzek nie powinno się prostować, ale zazieleniać. Kwestia przebiegu rewitalizacji Wrocławskiego Węzła Wodnego okazała się jednym z najgorętszych tematów wieczoru. Ten system trochę poprawi bezpieczeństwo, ale nie zlikwiduje zagrożenia – argumentował prezes EKO-UNII. Nie potępiajmy całkowicie działań przeciwpowodziowych – przekonywała w odpowiedzi Przybyszewska. – Wśród wielu ścierających racji, niekiedy trzeba postawić na bezpieczeństwo.

Paneliści i publiczność wyliczali też sposoby na lepsze wykorzystanie potencjału Odry: wskazywali zasadność tworzenia plaż i marin, postulowali powrót do żeglugi po rzece (tej indywidualnej, ale i pasażerskiej na dłuższych dystansach, jak również realizacji projektu tramwaju wodnego), ale i radzili inwestować w różnorodność – nie tylko bulwary spacerowe, ale choćby handel. Pamiętajmy, że to my mamy głos, apelujmy u władz na przykład o te plaże – wzywał na zakończenie rozmowy Kamil Zaremba. - Jest nas tu 150 osób. Gdybyśmy rano wszyscy wysłali maile do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, że chcemy mieć plażę – musieliby posłuchać.

DZIEŃ 4. #REWITALIZACJA

Pierwszą odsłonę wydarzenia zamykał film Zurbanizowani Gary’ego Hustwita. Reżyser bierze na warsztat projektowanie miast, wskazując, że jest to jedno z największych wyzwań współczesnego świata. Na początku XIX wieku w miastach mieszkało nie więcej niż 30 milionów ludzi, co stanowiło 2,5% ludności świata. Przez następne 100 lat liczba ta wzrosła do 2 miliardów. Według raportu Banku Światowego, ludność miejska stanowi już ponad połowę populacji świata, a zgodnie z prognozami w roku 2030 udział ten przekroczy 60%. Jeżeli proces migracji ludności wiejskiej do miast nie spotka się z odpowiednią polityką rozwojową, zainteresowaniem władz i obywateli, urbanizacja może przybrać postać slumsów.

Film stanowił tło dla zastanowienia się nad wrocławskimi przykładami procesu rewitalizacji. Spotkanie poprowadziła redaktor naczelna magazynu „Miasta” Marta Żakowska, a gośćmi byli: Katarzyna Kajdanek (socjolog, autorka książki „Suburbanizacja po polsku”), Wojciech Kębłowski (absolwent międzynarodowych studiów miejskich „4cities”), Lech Mergler (Stowarzyszenia My-Poznaniacy i Prawo do Miasta) i Sebastian Wolszczak (kierownik projektu rewitalizacji w UM Wrocław). Dyskusja rozpoczęła się od zdefiniowania pojęcia rewitalizacji. Bardzo często mylimy rewitalizację ze zwykłą odnową budynków – zauważyła Żakowska. Dla mnie rewitalizacja to proces utylitarny – rozpoczął Wolszczak. – To działania mające przyczynić się do poprawy jakości życia mieszkańców. Mergler wskazywał na społeczny wymiar rewitalizacji: Starając się poprawić jakość życia mieszkańców, trzeba uważać, żeby tego życia nie stłamsić.

Rewitalizacja uruchamia grę interesów i napięć różnych grup: niektóre zyskują w tej grze, przyćmiewając inne – stwierdziła Kajdanek. - Każda rewitalizacja powinna być poprzedzona dokładnymi, szerokimi badaniami społecznymi i angażować lokalnych mieszkańców. Kębłowski nawiązał w tym momencie do jednego z głównych zagrożeń rewitalizacji – procesów gentryfikacyjnych: Problemem jest, że mówimy o tym, iż w danym miejscu trzeba przywrócić życie – tak jakby go nie było. Przez inwestowanie w jeden model, jedną grupę społeczną, zapominamy o innych mieszkańcach.

Problemem jest fragmentaryzacja: nie mówimy o rewitalizacji całego miasta, ale jednej dzielnicy, przez co inne są zapominane – kontynuował Kębłowski. Trzeba myśleć całościowo i systemowo rozwiązywać problemy – dodał, odpowiadając niejako na tytułowe pytanie, jak powinien wyglądać rozwój miasta „poza rewitalizacją”.